Od jakiegoś czasu bojkotujemy z mężem sklepowe wędliny. Przetestowaliśmy i posmakowaliśmy ich wiele, z wyższej i niższej półki i mówmy im zdecydowane NIE!!! NIE dla oszustów, którzy zamiast mięsa dają zagęstniki, wypełniacze i wodę! NIE dla konserwantów, sztucznych barwników i aromatów! NIE dla mom! Nie wierzymy w szynki dziadunia/babuni, z wędzarni, z PRL-u, czy jak za Gierka, które po dwóch dniach w lodówce stają się obślizgłe i lepkie. Za to polędwiczką, czy szyneczką uwędzoną w zaciszu maminego ogródka nie pogardzimy. No, ale takie rarytasy to od czasu do czasu. Co więc jemy? Domowe pieczone wędliny, serki/sery, pasty, pasztety, np błyskawiczny pasztet z drobiowych wątróbek . Ostatnio polecałam wam też smalec z białej fasoli. Tym razem wzięłam więc na tapetę czerwoną fasolę. Miałam w lodówce zaczętą fetę i suszone pomidory i voila! smarowidło gotowe. Zdjęcie może nie zachwyca i na pewno nie oddaje smaku, ale pasta była tak strasznie smaczna, że nawet nie przekładałam jej z blendera.
- puszka czerwonej fasoli
- 7 suszonych pomidorów
- 1/4 opakowania fety
- pół łyżeczki zielonego marynowanego pieprzu (niekoniecznie)
Fasolę odcedzam, przekładam razem z pozostałymi składnikami do kielicha blendera i miksuję na gładką pastę. Najlepiej smakuje schłodzona, ale u mnie zazwyczaj znika od razu.
Zdecydowanie wolimy tego typu pasty niż jakieś gotowe wyroby, które mogłyby świecić w nocy :/
OdpowiedzUsuń